Moje poglądy polityczne
Zbigniew A. Nowacki
Łódź, styczeń 2025
Bardzo rzadko zajmuję się na tej witrynie polityką, więc internauci nie wiedzą, jakie mam poglądy w tej dziedzinie. Tutaj postanowiłem naprawić to zaniedbanie. Od razu powiem, że będzie trudno zaklasyfikować mnie do określonego fragmentu sceny politycznej, albowiem w życiu staram się opierać na nauce i zdrowym rozsądku.
Zrób ją znowu wielką
Muszę przyznać, że gdybym był Amerykaninem, w ostatnich wyborach głosowałbym na Donalda Trumpa, choć nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzam. Cieszę się, że wygrał zdecydowanie i będzie mógł zrealizować swoje plany. Życzę prezydentowi Trumpowi, aby zrobił z Ameryką to samo, co ja zrobiłem z grawitacją, tj. aby uczynił ją znów wielką.
Klimat
Ocieplenie klimatu jest niezaprzeczalnym faktem, z czego się bardzo cieszę razem z mnóstwem innych istot żywych radośnie korzystających z pięknego słońca. Natomiast katastrofy zdarzały się, zdarzają się i będą się powtarzać, więc trzeba się przed nimi chronić i zabezpieczać, a nie tracić siły i środki na bezsensowną walkę z dwutlenkiem węgla.
Komisja Europejska twierdzi, że w roku 2050 po wielu wyrzeczeniach osiągniemy neutralność klimatyczną. Czy wtedy katastrofy nie będą występować? Śmiem twierdzić, a nawet mógłbym się założyć o dziesięć milionów dolarów (gdybym miał taką sumę), że wyrządzą więcej szkód, bo oszczędzając na coraz droższej energii zaniedbamy zwyczajne działania ochronne.
Przypominam, że gdyby do Ziemi przestała docierać energia z kosmosu, życie na tej planecie skończyłoby się w krótkim czasie. Dlatego aby rozmawiać o klimacie, trzeba mieć poprawne teorie kosmosu i grawitacji. Potrzebna jest także dobra znajomość fizyki kwantowej, bo np. neutrina (cząstki wytwarzane obficie także przez ludzkie organizmy) z łatwością przenikają przez każdą barierę, w tym również przez utworzoną z gazów cieplarnianych, i przenoszą energię w obie strony. Tymczasem teorie używane przez klimatologów opierają się na fizyce klasycznej i zawierają fatalne błędy. Bilansu energii otrzymywanej i oddawanej przez Ziemię ekolodzy nie zrobili, bo się na tym zupełnie nie znają.
Zielony ład
Komisja Europejska nazwała swój program "Zielonym ładem". Ta nazwa jest ładna, ale myląca. Przecież większość klimatologów bardzo się zżyma, że z powodu ocieplenia klimatu powierzchnia zielonych terenów na Ziemi ciągle rośnie. Oni chcieliby, aby było szaro i mgliście. Są tak zacietrzewieni w obronie swoich poglądów, że dobro ludzi i przyrody mało ich obchodzi.
Klimatolodzy badają stężenie dwutlenku węgla w atmosferze i twierdzą, że jego wzrost skutkuje ociepleniem klimatu. W istocie rzeczy mylą skutek z przyczyną. Wyższa temperatura powoduje, że procesy tworzące dwutlenek węgla są łatwiej inicjowane i przebiegają bardziej wydajnie. Poniżej podaję przykłady zrozumiałe dla wszystkich.
Wzrost powierzchni terenów zielonych pociąga za sobą wzrost populacji zwierząt roślinożernych i owadów. Te drugie wpływają na wzrost liczby ptaków, które wraz z pierwszymi prowadzą do wzrostu liczby drapieżników. A wszystkie zwierzęta i rośliny (te w nocy) muszą oddychać, co zwiększa stężenie dwutlenku węgla.
Widzimy, że ekolodzy uzyskali niezwykły rezultat: budowa fabryk i używanie samochodów przez ludzi przyczynia się do wspaniałego rozwoju przyrody. Ponadto największe ocieplenie jest w Arktyce i na Antarktydzie, gdzie nie ma żadnych fabryk i samochodów. Dotychczas było tak, że jak ktoś otrzymywał absurdy, przyznawał się do błędu i wyrzucał swoje wywody do kosza na śmieci.
Podobnie jak w przypadku życia zwierząt na wolności, hodowla zwierząt w gospodarstwach rolnych jest źródłem dużej ilości dwutlenku węgla (a jak jest cieplej, hodowcy mogą rozszerzać działalność ponosząc te same koszty). W związku z tym ekolodzy – opierając się na swoich opacznych rozumowaniach – chcieliby, abyśmy ograniczali spożycie mięsa. Przypomnę, że w toku ewolucji nauczyliśmy się jeść mięso, przez co najwyraźniej osiągnęliśmy stopień inteligencji niedostępny dla małp. Muszę przyznać, że stale jem mięso na śniadanie i obiad. Gdyby mnie tego pozbawiono, moja działalność byłaby znacznie mniej efektywna. Myślę, że wiele osób może powiedzieć coś zbliżonego.
Co naprawdę zrobią nasze dzieci
Obecnie ludzie nie dysponują technologią umożliwiającą zmianę klimatu na Ziemi w żadną stronę. Pyszałki twierdzące inaczej nie mają pojęcia o potędze przyrody. Natomiast nasze dzieci będą się z nich śmiać do rozpuku, ponieważ przyszłe pokolenia będą mogły to robić i to nie tylko na Ziemi, ale w całym układzie słonecznym. Stanie się to możliwe dzięki rozwojowi nowej fizyki.
Ekoterrorystów należy karać z całą stanowczością. Trzeba jednak zauważyć, że bzdurne hasło "Ostatnie pokolenie" nie zostało wymyślone przez tych biednych otumanionych ludzi przyklejających się do asfaltu, ale przez pewnego klimatologa. I tak jak ścigamy ideologów zwykłych terrorystów, należałoby jakoś karać ideologów ekoterrorystów (np. poprzez bojkot). Bo w gruncie rzeczy to oni są odpowiedzialni za to, co się dzieje.
Europa
Jestem wielkim zwolennikiem integracji państw naszego kontynentu, co nie znaczy, że popieram obecne działania Komisji Europejskiej. Jednakże błędy popełniane przez ludzi nie mogą zniweczyć pięknej idei. Myślę, że przekształcenie Unii Europejskiej w Federację Europejską jest tylko kwestią czasu. Powstają nowe mocarstwa z ogromnymi liczbami ludności, więc nie będziemy mieli innego wyjścia.
Poszczególne państwa wchodzące w skład Federacji będą miały samodzielność podobną do posiadanej przez stany Ameryki Północnej. Pragnę również uspokoić kibiców (którym też jestem): reprezentacje narodowe pozostaną. Skoro są takie drużyny jak Szkocja czy Walia, to pomimo istnienia Federacji w rozgrywkach sportowych będą mogły brać udział (trzeba to będzie wyraźnie wynegocjować) reprezentacje np. Francji, Polski czy też Niemiec.
Ukraina
Z przykrością obserwuję narastające animozje między bratnimi narodami Polski i Ukrainy. Jeśli chcemy, aby Ukraina oddzielała nas od wrogiej Rosji, to chyba nie należy robić wroga z tej pierwszej. Oczywiście władze Ukrainy też powinny się zastanowić, czy chcą mieć wroga z każdej strony i zachowywać się bardziej dyplomatycznie.
Uważam, że Ukraina powinna być jak najszybciej, bez warunków zależnych od bolesnej historii, przyjęta do Unii Europejskiej, co powinno jakoś osłodzić Ukraińcom gorycz wielce prawdopodobnej porażki w wojnie z Rosją. Ponadto gdy Unia stanie się Federacją, będą mogli powiedzieć, że Paryż, Berlin, Warszawa i inne piękne europejskie miasta należą do Ukrainy. Te wszystkie spory terytorialne przestaną być tak ważne.
Wojna to nie mecz koszykówki
Zakładam, że dane o ogromnych stratach rosyjskich są prawdziwe. Jednak to nie zapewni Ukrainie zwycięstwa, bo na wojnie zdobyte lub stracone punkty mają niewielkie znaczenie. Przypomnę, że w drugiej wojnie światowej Związek Sowiecki stracił kilkadziesiąt milionów ludzi, podczas gdy Niemcy tylko niecałe osiem. Wszelako to Sowieci wkroczyli do stolicy przeciwnika, a nie odwrotnie.
Z niewolnika nie ma żołnierzyka
Ukraina ma znacznie mniejszą liczbę ludzi niż Rosja, a ponadto wielu Ukraińców uchyla się od służby wojskowej. Myślę, że oni to robią nie tylko ze strachu przed śmiercią, ale po prostu nie widzą sensu tej wojny i głosują nogami. Wcielanie ich do armii siłą jest bezcelowe, gdyż z tych ludzi nie da się zrobić dobrych żołnierzy. Niedawno mieliśmy tego przykład: duża grupa nowo zmobilizowanych Ukraińców uciekła na widok samych okopów. Jak tak dalej pójdzie, nie będzie miał kto obsługiwać wysyłanej przez nas broni.
Niebezpieczne iluzje
Również NATO, mimo swej potęgi, nie może wygrać tej wojny. Skoro Rosjanie stracili już tylu ludzi, teraz nie mogą się cofnąć. Oznacza to, że jeśli naprawdę zaczną przegrywać lub tylko poczują istotne zagrożenie, zgodnie ze swoją niedawno ogłoszoną doktryną użyją broni atomowej. Wprawdzie niektórzy twierdzą inaczej, ale opierają się na niebezpiecznej iluzji, że jedynie Putin chce jej użyć, a inni Rosjanie są poczciwi i mu przeszkodzą (na coś takiego liczyli dekabryści, ale artylerzyści skrupulatnie wykonali rozkaz cara).
Inną niebezpieczną iluzją były samoloty F16. W Europie wiele osób twierdziło, że zmienią losy tej batalii. Hurraoptymizm był studzony przez generałów amerykańskich; oni (i inni ludzie dobrze znający się na wojskowości) wiedzieli, że Rosja też ma samonaprowadzające się rakiety klasy ziemia-powietrze i powietrze-powietrze, a obrona przed nimi jest bardzo trudna. To się niestety potwierdziło w kwietniu 2025. Młody ukraiński pilot wysłany zbyt blisko rosyjskich stanowisk był bez szans.
Polityczna zasada niepewności
Sądzę, że jeśli pokój nie zostanie zawarty, następujący scenariusz jest prawdopodobny. Załóżmy , że działające z ramienia NATO wojska francuskie i litewskie (te dwa państwa najbardziej się do tego palą) przybywają do Ukrainy i grupują w okolicach Lwowa. Rosjanie nie czekają, aż wyruszą na front i niszczą je przy pomocy taktycznej broni jądrowej. Nie patyczkują się, więc Lwów też ponosi szkody. W sztabie NATO odbywa się gorączkowa narada, co dalej robić. Niektórzy optują za wycofaniem się, ale głównodowodzący oświadcza, że NATO nie może przegrać.
W takim razie musimy też wykorzystać broń atomową. Powstaje pytanie, czy uderzyć w głąb Rosji. Po namyśle ta opcja zostaje odrzucona, ponieważ groziłaby rosyjską odpowiedzią na lotnisko w Rzeszowie, gdzie ciągle lądują nasze oddziały. W końcu niszczymy wrogie wojska znajdujące się w rejonie Donbasu. Przypadkowo obrywa też Donieck.
W tym momencie NATO nawet chciałoby honorowo zawrzeć pokój, ale Rosjanie już nie mają żadnych zahamowań. Skoro zostali zaatakowani atomem, za jego pomocą zaczynają niszczyć wojska ukraińskie w całym kraju. My oczywiście odpowiadamy i już wkrótce cała Ukraina jest w ruinie. Narzuca się pytanie, czy właśnie tego chcieliśmy.
Ponieważ od ćwierć wieku zajmuję się fizyką, opiszę tę sytuację za pomocą analogii z mechaniką kwantową. Jej podstawą jest zasada niepewności, która stwierdza m.in., że nie możemy obserwować dokładnie zjawisk mikroświata, gdyż próba zrobienia tego najczęściej prowadzi do zniszczenia procesu, który chcieliśmy obserwować. Natomiast polityczna zasada niepewności mówi, że nie możemy za wszelką cenę bronić pewnych państw, ponieważ próba użycia całej naszej siły doprowadzi najprawdopodobniej do zniszczenia kraju, który chcieliśmy obronić.
To nie dotyczy wyłącznie Ukrainy, ta zasada zadziałała także na przykład po drugiej wojnie światowej, kiedy Zachód nie zdołał obronić krajów przymusowo włączonych do obozu socjalistycznego, oraz w przypadku Afganistanu, którego nie zdołaliśmy obronić przed talibami (choć tam użycie broni atomowej nie wchodziło w grę).
Czy Ukraina powinna wejść do NATO?
Powyżej opisałem sytuację, w której dochodzi tylko do zniszczenia Ukrainy, ale przerodzenie się tej awantury w konflikt globalny też jest prawdopodobne. Wtedy ludzie na Alasce i w Syberii mogą przeżyć, ale w krajach średniej wielkości takich jak Ukraina czy Polska zginą wszyscy. Sądzę, że pomimo wielkich strat Zachód wygrałby trzecią wojnę światową i odzyskał Krym, ale nie byłoby komu go zwracać. To właśnie dlatego politycy amerykańscy z obu głównych partii powtarzają jak mantrę, że Ukraina nie może wejść do NATO.
Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby Ukraina doszła do trwałego porozumienia z Rosją w sprawie ich granicy. Bo NATO jest paktem obronnym i nie może być użyte do odzyskiwania ziem, nawet jeśli jest to słuszne i sprawiedliwe. Władze Ukrainy i niektórzy politycy europejscy muszą zrozumieć, że nawet w imię sprawiedliwego pokoju nie możemy ryzykować zagłady ludzkości.
Wielka szkoda, że o takim porozumieniu nie pomyślano wcześniej, bo wtedy – co słusznie podkreśla prezydent Trump – ta wojna mogłaby w ogóle nie wybuchnąć. Wg mojej oceny Moskwie (pomimo jej agresywnej retoryki) wystarczyłaby kontrola terenów wokół Mariupola, gdyż to jest naturalne zaplecze Krymu. Można było jeszcze wytargować od nich np. dziesięcioletnie bezpłatne dostawy gazu i ropy. Oni mają tego tyle, że – przy łagodnej perswazji ze strony USA – zgodziliby się. To nie byłaby niehonorowa (zdaniem prezydenta Zełenskiego) zapłata za ziemie, ale uzyskane w ten sposób pieniądze poszłyby na odszkodowania dla pokrzywdzonych Ukraińców. Natomiast tereny można było przekazać np. jako dar od narodu ukraińskiego dla narodu rosyjskiego (aby pokazać ruskim prostakom kulturę szlachecką). I teraz Ukraina byłaby bezpieczna w NATO i w Unii Europejskiej.
Dwa szatany
Obecnie sytuacja Ukrainy jest znacznie gorsza. Prezydent Zełenski twierdzi, że będzie próbował odzyskać ziemie na drodze dyplomatycznej. Aby to osiągnąć, trzeba mieć w zanadrzu poważne atuty. Można liczyć na sankcje, lecz tu również jestem bardzo sceptyczny. Powtórzę raz jeszcze: skoro Rosjanie ponieśli już takie straty, będą gryźć ziemię, ale się nie wycofają. Nie można też liczyć naiwnie na pomoc Chin, ponieważ one potrzebują Rosji jako partnera w rozgrywce przeciw ich głównemu przeciwnikowi tj. Stanom Zjednoczonym. Analogicznie prezydent Nixon potrzebował Chin w rozgrywce przeciw Związkowi Sowieckiemu. Nawiasem mówiąc, jak tylko przebiegli Chińczycy dostali się do Rady Bezpieczeństwa, zaczęli głosować ramię w ramię z Sowietami.
Pragnę przypomnieć, że Rosja jest państwem o największym (aktualnie) terytorium, a Chiny o największej liczbie ludzi. Jeśli te dwa szatany połączą swe siły, powstanie niezłe piekło. Decyzje prezydenta Trumpa wskazują, że on zdaje sobie sprawę z zagrożenia, w przeciwieństwie do wielu innych zachodnich polityków.
Weźcie przykład z Polaków
Co więc należy zrobić? Myślę, że Ukraińcy powinni wziąć przykład z Polaków. Mamy dwa powiedzenia: "Mądry głupiemu ustępuje" i "Nie ma sensu kopać się z koniem". Zastosowaliśmy je po drugiej wojnie światowej i dzięki temu jesteśmy tam, gdzie jesteśmy, a może nawet w ogóle istniejemy.
Przypomnę, że Hitler zaatakował Polskę z pogwałceniem prawa międzynarodowego. Chociaż w końcu przegrał, tamto naruszenie nigdy nie zostało naprawione, nasze obecne terytorium jest o prawie 20% mniejsze od przedwojennego. Podobnie jak teraz Ukraińcy, wielu Polaków początkowo nie wyobrażało sobie utraty naszych ziem wschodnich i twierdziło, że trzeba zawrzeć sprawiedliwy pokój, nawet za cenę trzeciej wojny światowej.
Później jednak zrozumieliśmy, że w rzeczywistym świecie sprawiedliwe rozstrzygnięcia nie zawsze są możliwe. Postawiliśmy sobie za cel pokojowe obalenie komunizmu i to się udało. Żyjemy spokojnie w granicach wyznaczonych nam przez wielkie mocarstwa i budujemy soft power. To się również powiodło; otrzymaliśmy kilka nagród Nobla, a obalenie wszystkich najważniejszych teorii współczesnej fizyki i sformułowanie podstaw nowej fizyki waży więcej niż dziesięć nagród Nobla.
Życzę bratniemu narodowi ukraińskiemu, aby też miał takie osiągnięcia. Jednak oni muszą zrozumieć, że to nie jest możliwe pod bombami, gdy ciągle traci się najlepszych ludzi. Niemniej trzeba podkreślić, że jeśli Ukraińcy będą chcieli dalej walczyć, mają do tego prawo, a my powinniśmy im pomagać (na podstawie norm etycznych nakazujących nam obronę słabszych).
Plany pokojowe
Też byłbym szczęśliwy, gdyby Rosjanie wycofali się z zajętych terytoriów i oddali pod międzynarodową kontrolę swoje siły nuklearne (jestem bardzo antyrosyjski, zob. moją powieść sensacyjno-historyczną Szkoła gwałcenia). Jednakże podpisy nawet 90 państw pod takim planem nic nie znaczą, albowiem Rosja go nie podpisze. To nie jest plan na pokój (choć był przedstawiany na konferencji pokojowej), lecz na zwycięstwo, czyli na dalszą wyniszczającą wojnę. A jeśli sprawiedliwy pokój byłby w istocie wojną, nie byłby to prawdziwy pokój pomimo szlachetnych intencji jego orędowników.
Niedawno rozległy się głosy, że po zawarciu rozejmu nasze siły pokojowe będą chronione z powietrza przez lotnictwo USA. Trochę to dziwne, bo zwyczajne misje pokojowe nie wymagają takiej ochrony (obserwacje można prowadzić z satelitów). Ponadto takie misje wymagają zgody zwaśnionych stron, a wątpię, aby Moskwa wyraziła zgodę na udział NATO. A jeśli się zgodzi, to chyba nie po to, aby nas atakować (byłoby to sprzeczne z elementarną logiką). Rosja skwapliwie widziałaby Chińczyków w siłach pokojowych, ale to byłoby raczej nie do przyjęcia dla Ukrainy. Najbardziej realnym rozwiązaniem może być misja stabilizacyjna z udziałem krajów neutralnego południa.
Obecnie (piszę ten akapit 19 marca 2025) widać już, że Moskwie bardzo nie odpowiada szykowane zawieszenie broni i będzie szukać pretekstów, aby je zerwać. Doskonałym pretekstem może być nieuzgodnione przybycie do Ukrainy tzw. sił pokojowych złożonych z chętnych państw NATO. Bardzo się dziwię, że wytrawni politycy (głównie z Francji i Anglii) nie potrafią tego przewidzieć. A może oni specjalnie chcą pokrzyżować plany prezydenta Trumpa?
Sądzę, że Ukraińcy powinni pogodzić się z tymczasową utratą swoich ziem wschodnich. Im szybciej to zrobią, tym gorzej dla Rosji, a lepiej dla Ukrainy i Polski. Dlaczego dla nas też? No bo czy chcemy, aby linia oddzielająca wolną Ukrainę od okupowanej była blisko Polski czy daleko? Chyba jest jasne, że powinna być jak najdalej. A jeśli ta linia pokryje się z naszą granicą, będzie tragedia. Dopóki wojna trwa, to jest niestety ciągle możliwe.
Jak mógłby wyglądać prawdziwy pokój? Nie ulega żadnej wątpliwości, że Rosja musi zapłacić za rozpętaną wojnę. Każdy Ukrainiec, który odniósł rany, stracił bliskich, musiał uciekać, pozostawił mienie lub w inny sposób je utracił, powinien otrzymać wysokie odszkodowanie. Chodzą słuchy, że Putin może zgodzić się na użycie w tym celu zamrożonych rosyjskich aktywów.
Marzy mi się, aby prezydent Zełenski (lub jego następca) okazał się mężem stanu na miarę generała de Gaulle. Skoro liczne kraje, w tym Francja i Polska, nie są tak wielkie, jak były kiedyś, można chyba odnieść to także do Ukrainy. I zauważmy, że po obu stronach Bugu nie muszą stacjonować żadne siły pokojowe.
Nieco zmniejszona lecz nadal duża Ukraina jest odbudowana, nie ma żadnych konfliktów z sąsiednimi krajami i należy do Unii Europejskiej oraz NATO... To jest marzenie pokojowo nastawionego człowieka. Chciałbym, aby się spełniło, ale nie będę płakał na żadnej konferencji, jeśli tak się nie stanie. Ta sprawa nie jest tego typu, chociaż oczywiście będę żałował ludzi, którzy zginą.
Krym
Czy Ukraina może istnieć bez Krymu? Na pozór odpowiedź jest negatywna, bo przecież ten półwysep jest ściśle związany z byłą radziecką republiką. Spróbujmy jednak wyobrazić sobie, że w roku 1956 gensek Chruszczow nie podpisał dekretu przyłączającego Krym do Ukrainy (wcale nie musiał tego robić). Czy w takim przypadku Ukraina zaatakowałaby teraz Rosję? Mam nadzieję, że nie, bo jeśli przyjmiemy, że wszystkie ziemie jakoś związane z Ukrainą muszą obecnie wchodzić w jej skład, to można oczekiwać, że po zwycięstwie nad Rosją nowe regionalne mocarstwo, którego bitne oddziały zastąpią wojska amerykańskie w Europie, wystosuje pewnego dnia uprzejmą notę do rządu polskiego z prośbą o zwrot Bieszczad.
Mówiąc poważnie powtórzę, że utrata terytoriów przez Ukrainę będzie tylko tymczasowa. Powstaje pytanie, kiedy ta krzywda zostanie naprawiona. Niestety to nie stanie się szybko. W tej sprawie żadne środki dyplomatyczne nie pomogą, a obalenie Putina też nic nie da. Tu potrzebna jest zmiana rosyjskiej mentalności podobna do tej, która umożliwiła zjednoczenie Niemiec.
Za 50 lub 100 lat w Rosji nie będzie Putina i jego kliki. Jednocześnie obok będzie rozkwitała Federacja Europejska rządzona wreszcie przez kompetentnych ludzi. Widząc to Rosja złoży wniosek o przyjęcie do Federacji. Po przeprowadzeniu internetowego referendum Europa wyrazi zgodę, ale pod pewnymi warunkami. Jednym z nich będzie zapewnienie równych praw wszystkim obywatelom Federacji. W szczególności będą oni musieli mieć prawo do osiedlania się na Krymie. I wtedy Ukraińcy będą mogli powiedzieć, że Krym i nawet Moskwa należą do nich.
Jak się bronić przed Rosją?
To pytanie wydaje się bardzo trudne (wielu generałów NATO straszy nas rychłym atakiem), ale podaję odpowiedź. Jeśli obawiamy się, że słynny piąty paragraf paktu NATO nie wystarczy, należy go uzupełnić klauzulą o następującej (lub zbliżonej) treści:
W przypadku zaatakowania kraju należącego do paktu, sojusz zastrzega sobie prawo do natychmiastowego użycia broni jądrowej w dowolnym miejscu włącznie z terytorium agresora.
To spowoduje, że Rosja znajdzie się w sytuacji, w której teraz my jesteśmy. Jeśli zaatakuje np. Litwę, nie należy zwozić żołnierzy przez dwa tygodnie, ale uderzyć taktyczną bronią nuklearną w zaplecze atakujących wojsk po rosyjskiej stronie granicy. Powstałe promieniowanie odetnie te oddziały od pomocy i zaopatrzenia, więc będą musiały się poddać. A jeśli Putin będzie pytał: "Co, jak, dlaczego?", trzeba mu odpowiedzieć: "No przecież pisaliśmy". Gwarantuję, że przy istnieniu takiej klauzuli Rosja nie zaatakuje żadnego państwa NATO.
Chciałbym w tym miejscu usprawiedliwić prezydenta Ukrainy za wydarzenia z ostatniego dnia lutego 2025. Ten poszukujący pomocy, zrozpaczony człowiek ma magiczną (w jego mniemaniu) formułkę, którą powtarza wszystkim (niektórzy politycy ochoczo się zgadzają, gdyż nie znają mojej klauzuli). Jednak to co może powiedzieć Polsce lub nawet Wielkiej Brytanii, jest już obraźliwe w stosunku do Stanów Zjednoczonych.
Płodzenie dzieci
Zdecydowanie popieram metodę in vitro, czemu dałem wyraz w powieści Pamiętnik zarodka. Uważam, że kobieta powinna mieć prawo zdecydować się na aborcję w ciągu co najmniej 12 tygodni od rozpoczęcia ciąży. Proponuję, aby polska ustawa w tej sprawie stwierdzała jasno, że przerwanie ciąży jest możliwe tylko w przypadku, gdy powstała z przestępstwa, płód ma wady rozwojowe lub zagrożone jest życie czy też zdrowie fizyczne bądź psychiczne matki.
Ostatnie dwa zdania nie są ze sobą sprzeczne, to nie pomyłka. Proponuję bowiem jednocześnie dodać klauzulę o następującej (lub zbliżonej) treści:
Do 12 tygodnia ciąży kobieta może samodzielnie stwierdzić, że jej zdrowie psychiczne jest zagrożone.
No bo jak komisja lekarska może to stwierdzić? Kobieta wcale nie musiałaby w tej sprawie kłamać, gdyż chyba każdy przyzna, że ciąża może być dla niej dużym przeżyciem. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby zgodne z konstytucją i do przyjęcia nawet dla osób wierzących (z wyjątkiem fanatyków).
Zmiana czasu
Chciałbym wtrącić swoje trzy grosze do trwającej od kilkunastu lat dyskusji na temat zmiany czasu. Już dawno stwierdzono, że w dwudziestym pierwszym wieku nie daje ona żadnych korzyści, a nawet jest szkodliwa, lecz ciągle ten czas musimy zmieniać. Wydaje się, że największym problemem jest wybór czasu, który powinien obowiązywać na stałe.
Według mnie sprawa jest prosta. Zalet czasu letniego w lecie nie muszę chyba nikomu pokazywać. (Odebranie ludziom cudownych letnich wieczorów może prowadzić do zamieszek). Natomiast jeśli chodzi o zimę, to żaden czas nie może tu wiele pomóc. Dzień zawsze będzie krótki i np. ktoś albo będzie podążał do pracy w ciemności albo będzie wracał w takich warunkach. Z tego samego powodu zastosowanie czasu letniego w zimie nie może wyrządzić żadnej szkody. A najważniejszą sprawą jest uniknięcie zmiany czasu dwa razy w roku.
W dobie Internetu i innych mediów elektronicznych chodzimy później spać, więc naturalną rzeczą jest zastąpienie dziewiętnastowiecznego czasu zimowego i przejściowego zmiennego czasu z dwudziestego wieku stałym, opóźnionym o godzinę, czasem letnim. (To bardzo docenią również przyszłe pokolenia). Zatem proponuję, aby rząd jak najszybciej wydał rozporządzenie mówiące, że w Polsce przez cały rok obowiązuje czas zwany obecnie letnim. Nie warto oglądać się na inne kraje (one będą mogły dostosować się do nas).
Niestety ciągle znajdują się profesorowie, którzy uważają, że wiedzą lepiej od nas, co jest korzystne dla ludzi, i chcą zaznaczyć swoje istnienie. (Obecnie bredzą, że czas letni powoduje jakieś stresy). Na szczęście ostatnio wsparli mnie posłowie PSL i Trzeciej Drogi, którzy zamierzają złożyć projekt odpowiedniej ustawy w Sejmie. Być może takie umocowanie na szczeblu parlamentu będzie najlepsze.
Powrót cenzury
Jak donosił portal interia.pl, w Polsce szykowana jest ustawa, na mocy której jakiś urzędnik będzie mógł blokować strony internetowe po otrzymaniu skargi od rzekomo pokrzywdzonej osoby w terminie do 21 dni. Dotychczas robił to sąd i uważam, że takie rozwiązanie było słuszne, bo to są często bardzo delikatne sprawy. Można przecież zobowiązać sąd, aby wstępną decyzję podejmował też w tym terminie, a potem zasądzał opłaty i odszkodowania od osoby, która przegra. Krytycy ustawy podnoszą, że byłby to powrót cenzury. Też tak myślę, a ponadto chciałbym zauważyć, że urzędnika można przekupić znacznie łatwiej niż sędziów.
Ja nikogo nie skrzywdziłem, a wprost przeciwnie, to mnie skrzywdzono w sposób dotychczas niespotykany, więc bronię się przy użyciu Internetu działając w szeroko pojętym interesie publicznym (moje prace nie mogą zaginąć, bo to oznaczałoby wstrzymanie rozwoju ludzkości na wiele lat). Wszystkie podawane przeze mnie fakty są prawdziwe. Mam również prawo formułować swoje opinie, a wtedy nie podaję nazwisk lub zaznaczam, że to jest moje zdanie. Jednak mogę sobie wyobrazić, że jakiś urzędnik zamknie moją stronę.
À
Dzieje pewnej habilitacji
Kiedy w roku 1997 zaczynałem pracę na Politechnice Łódzkiej, podpisałem zobowiązanie, że w ciągu 8 lat napiszę rozprawę habilitacyjną. Przyjmujący mnie do pracy profesor był pewny, że dobiegający do pięćdziesiątki człowiek, który nigdy przedtem nie pracował na uczelni, nie wywiąże się z tego zadania. Gdy zacząłem przychodzić do pracy z grubym zeszytem, wyglądał na bardzo niezadowolonego. "Co jest? – pytałem sam siebie. – Przecież powinien się cieszyć". W końcu zrozumiałem, że aby zrobić tę habilitację, muszę napisać tak dobrą pracę, że mój opiekun naukowy nie będzie w stanie mi przeszkodzić. I stał się pierwszy cud; w roku 2005 miałem już gotową ważną i bardzo nowatorską pracę Quantum Nonlocality... Zawierała ona poszukiwane przedtem długo przez fizyków warunki do przeprowadzenia ponadświetlnej transmisji sygnałów.
Niestety okazało się, że faktycznie nie znam dobrze środowiska naukowego. Gdyby chodziło tylko o Polskę, może dałbym sobie radę, ale przeciwko mnie wystąpiły osoby zagraniczne (z Unii Europejskiej). Ponieważ moje prace nie zawierają błędów, nie mogą krytykować mnie oficjalnie. Udają więc, że nic nie wiedzą o moim istnieniu, a do walki ze mną wykorzystują swoich przedstawicieli w Polsce. Jednym z nich jest bardzo ważny profesor z Warszawy, którego inicjałów wręcz boję się tu podać.
W/w pracę przesłałem do druku w polskim czasopiśmie naukowym o zasięgu międzynarodowym. Gdyby została tam opublikowana, na pewno zrobiłbym habilitację. Początkowo wszystko szło dobrze, było widać, że redaktorzy skłaniają się do publikacji. Poprosili tylko o pewne skrócenie, co uczyniłem. Niestety w tym momencie bardzo ważny profesor wkroczył do akcji. Po jego interwencji przestraszeni redaktorzy przysłali mi negatywną recenzję, chociaż dobrze wiedzieli, że jest niedorzeczna.
Potem nastąpiła seria dalszych cudów. Obecnie każdy fizyk rozumie już, że w przyrodzie występuje mnóstwo sygnałów ponadświetlnych, a więc moja praca habilitacyjna jest superważna. Wszelako jeśli ktoś oczekuje, że dostanę jakąś nagrodę, to muszę go rozczarować. Nie mam szans na Nobla (ani nawet na tzw. polskiego Nobla), ale fizycy będą musieli powszechnie stosować moje wyniki (np. teorię grawitacji).